Sławomir Mrożek


Historia świata jest historią brutalnego ucisku kobiet, dzieci, artystów przez mężczyzn…Nie lu­bię męskości… Ok­reśle­nie „zniewieściały” jest w grun­cie rzeczy ok­reśle­niem pochleb­nym. Oz­nacza ono, że da­ny osob­nik często się my­je, nie lu­bi za­bijać ludzi, zdol­ny jest do współczu-cia, nie lu­bi wrzeszczeć i pchać się, żeby udo­wod­nić swoją ważność. Ko­biety znają war­tość życia ludzkiego, nie tyl­ko dla­tego, że rodzą ludzi, ale także dla­tego, że ich wycho­wują i wiedzą, ja­ka to męka, od­po­wie­dzial­ność i wy­siłek. Mężczyźni nie wycho­wują dzieci, w naj­lep­szym wy­pad­ku na pier­wsze­go od­dają na ten cel pewną ilość pieniędzy. Nic dziw­ne­go, że po­tem ma­sak­ra może wy­dać im się zajęciem nie tyl­ko lu­bym, ale i pożytecznym.









Nie ma ta­kiego głup­stwa i nik­czem­ności, które, by­le sta­le pow­tarza­ne, nie zos­tały wreszcie przyjęte i przes­tały ra­zić ja­ko głup­stwo i nikczemność.





















Skłon­ność do tan­de­ty jest człowieko­wi przy­rodzo­na i pod­dać się jej świado­mie, skoczyć z no­gami i głową w ciep­lu­si, swoj­ski ocean tan­de­ty - to może na­wet spra­wić praw­dziwą rozkosz.












Jakże chętnie ludzie re­zyg­nują z siebie! To zro­zumiałe, bo siebie trud­no znieść. Tłumy jed­nostek szu­kają pro­roka, ale naj­częściej znaj­dują führera.














Po­win­niście wie­rzyć w wyg­raną wbrew oczy­wis­tości, że nie możecie wyg­rać. Tyl­ko ta­ka wiara jest praw­dzi­wa, a wszel­ka wiara, która szu­ka po­par­cia ro­zumu, nie jest praw­dziwą wiarą.










Dlacze­go wszys­cy wychwa­lają równość, kiedy każdy chce być wyjątkowy?












Tyl­ko władza da się stworzyć z nicze­go. Tyl­ko władza jest, choćby nicze­go nie było. Oto jes­tem w górze, nad wa­mi. W do­le was widzę, w dole!












Głupo­ta jest zaw­sze wys­tar­czająca, mądrość nigdy.





















Dwie oso­by poj­mują tę samą sy­tuację tak różnie, aż na­suwa się wątpli­wość, czy to is­totnie ta sa­ma sy­tuac­ja. Mnie, jed­nej i tej sa­mej oso­bie, zdarza się poj­mo­wać jedną i tę samą sy­tuację tak różnie, aż na­suwa się py­tanie, czy chodzi o tę samą osobę.










Nie płacz nad czymś, co nie płacze nad tobą.















Nic nie jest po­ważne sa­mo w so­bie, nie jest w ogóle żad­ne. Wszys­tko jest ni­jakie. Jeżeli sa­mi nie na­damy rzeczom ja­kiegoś cha­rak­te­ru, uto­niemy w tej ni­jakości. Mu­simy stworzy ja­kieś znacze­nia, jeżeli ich nie ma w naturze.














Nie lek­ce­ważmy tęskno­ty. Czy nie to w nas jest naj­silniej­sze? Os­ta­tecznie co ze wszys­tkiego zos­ta­je, to tyl­ko tęskno­ta (i zmęczenie).












0_0














Nic lep­sze­go człowiek nie może zro­bić człowieko­wi, niż uwol­nić go od bólu, i nic gor­sze­go, niż mu ból zadać.


















Ilość i pośpiech nie są przy­jaciółmi artysty.
















Na­wet sprze­ciwiać się życiu, dys­ku­tować z nim, udo­wad­niać życiu je­go bez­sens - nie można inaczej, tyl­ko żyjąc.













Szu­kanie swo­jego "Ja" to zajęcie, które us­pra­wied­li­wia każde głup­stwo, a na­wet zbrod­nię, nie mówiąc o zwyczaj­nej nieod­po­wie­dzial­ności. A po­nad­to na­daje wy­raz głębo­kiej tros­ki in­te­lek­tual­nej im­be­cylom i zalotnisiom.

























Upiłem się z trzeźwością. Mądrze się upiłem.













Życie jest niemożli­we bez przyz­wycza­jenia. Ale jed­nocześnie przyz­wycza­jenie jest wro­giem życia. Naj­bar­dziej przyz­wycza­jony jest trup.




















Nie można dos­trze­gać nie widząc, ale można nie dos­trze­gać widząc. To jest codzien­ne doświad­cze­nie nasze­go wzro­ku i percepcji.












"No to co?" jest py­taniem kre­tyna, na które na­wet mędrzec nie zna odpowiedzi.













Kiedy wiesz, że mu­sisz na­pisać ar­cydzieło, wte­dy pra­wie na pew­no go nie napiszesz.









Składam się z wyob­raźni i ni­cości. To znaczy, że na­wet kiedy znik­nie wyob­raźnia, coś jeszcze za mnie zostanie.









To, co mi­ja, jeżeli jest piękne, tym cen­niej­sze jest, że niet­rwałe. Czy za­tem wszys­tko, co śmier­telne, nie zasługu­je na więcej względów niż wszys­tko, co wieczne?

























Każdy się wstydzi być nie­szczęśli­wym. To tak jak nie od­ro­bić za­dania al­bo mieć pryszcza. Wszys­cy, którzy nie są szczęśli­wi, czują się win­ni jak przestępcy.

























Czas jest zaw­sze aktualny.















Wo­la sa­ma w so­bie nie ma kierun­ku, to in­ten­cja na­daje wo­li kierunek.









Ateis­ta jest bez­bron­ny wo­bec wierzące­go, na­tomiast wierzący nie jest bez­bron­ny wo­bec ateis­ty. Ateis­ta mu­si udo­wad­niać, co jest zajęciem sa­mo w so­bie trud­nym, ule­gającym niepew-ności, na­tomiast wierzący ma tyl­ko piękne, czys­te, swo­je: ja wierzę, i nic do dodania.






















Z pus­tych flaszek po wódce można by zreali­zować wizję Żerom­skiego: szkla­ne domy.













Dusza - to dziura w by­cie... Niektórzy wierzą, że można nią przejść aż na drugą stronę.






























Stwarza­nie w dzie­dzi­nie umysłu zda­je się naśla­dować na­turę, która raczej ro­bi wszys­tko, co się da zro­bić, a nie tyl­ko to, co by się do cze­goś nadawało.














Być może jest ja­kiś pun­kt widze­nia, z które­go jed­no życie wy­daje się większe, dru­gie mniej­sze. Może na­wet kil­ka ta­kich pun­któw. Ale czy jest ko­nie­czność, żeby ta­ki pun­kt zająć i z niego spojrzeć?
























Człowiek wytworny nie mówi „chamstwo”. Mówi „kontr-kultura”.











Jeśli prawdą jest, że wieczność zamyka się w jednej nieskończenie krótkiej chwili – a nie ma dowodów, że tak właśnie nie jest – to aktor na scenie jest bliżej nieskończoności niż budowniczy piramid.











Kiedy człowiek jest młody, próbuje wyprzedzić świat. Potem zaledwie dotrzymuje mu kroku, aż wreszcie zaczyna być przez świat wyprzedzany.











Wprawdzie śmiałem się na rozmaite sposoby, i głośno i cicho, i biologicznie i intelektualnie, niemniej jednak mój śmiech nie dochodził do samego środka. Należę do pokolenia, którego śmiech zawsze bywa zaprawiony ironią, goryczą, czy rozpaczą. – Zwyczajny śmiech, śmiech dla śmiechu, pogodny i bez problemów, pocieszna gra słów – to wydaje się nam jakby nieco staroświeckie i budzi zazdrość.









Humor czarny, zielony czy w kropki, podobnie jak literatura, grafika, teatr, film czy cokolwiek innego w tym rodzaju – nic mnie nie obchodzi. Obchodzi mnie wyłącznie świat i życie, ponieważ ja sam jestem światem i życiem.





















Dlaczego wymieniliśmy słowa bogate na ubogie? Jeszcze mówimy radość, ale już powinniśmy mówić: euforia... Smutek i radość są stanami duszy... Teraz z duszą kiepsko. Pozostała nam tylko fizjologia, więc mamy już tylko depresję.





Całkiem dla mnie nowa interpretacja mojego własnego onieśmielenia. Może to rzeczywiście bierze się z poczucia, że wszystko może się zdarzyć i w ogóle po co to wszystko? Nigdy nie widzę dostatecznych racji, żeby spotkać drugiego człowieka i to spotkanie uczynić nieuniknionym i koniecznym. Jeżeli więc ono następuje, czuję się zakłopotany.





















Kiedy dwie zgrabne idiotki widzę na ulicy, do dzisiaj nie mogę nie snuć od razu pełnego prawie szacunku i tajemniczości mniemania, że są to osoby tajemnicze i wartościowe,wymieniające między sobą tajemnice radosne, podniecające, i będące tylko odblaskiem, względnie konsekwencją ich otchłannych osobowości [...]. Tymczasem idiotki są tylko idiotkami i ich rozmowa kretyńska jest kompromitująca, w każdym razie nie mająca nic wspólnego z moimi pełnymi szacunku i zgrozy domniemaniami.







Nikt nie może ścierpieć podejrzenia, że o nic nie chodzi i, że nic nie wyniknie. Czy można szukać sensu nie wierząc w jego istnienie?








W prostych sytuacjach chciałoby się uciekać. Przeważnie chce się, żeby każda sytuacja skończyła się jak najprędzej, każda, która zwiera jakiekolwiek napięcie. A ponieważ sytuacji bez napięcia u mnie w ogóle nie ma, więc uciekać chce się zawsze, żeby już zawsze było po wszystkim i żeby już nic się nie działo.






Zatrucie świata stanem półświadomości. Nie ma nic gorszego niż półświadomość, niedouczenie, półprawda, półinteligent. Nie darmo (objaw, to sygnał) nastał czas miernot. Upowszechnienie kultury, w tym pojęciu kryje się jakaś zabójcza bzdura. Popularyzacja, uproszczenia, skróty, digesta, kultura masowa – to coś bardzo śmiesznego i groźnego jednocześnie. Nie jestem reakcjonistą w tym sensie, że bynajmniej się nie łudzę, że można i trzeba czynnie temu przeciwdziałać. Nie chce mi się tłumaczyć czemu nie można. Nie można przeciwdziałać ewolucji gatunku. Chcę mieć tylko prawo do powiedzenia sobie, że bynajmniej ewolucja nie musi oznaczać lepszości.























Bo dlaczego właściwie człowiek ma tylko odczuwać, a nie myśleć, lub odwrotnie, dlaczego zdolność odczuwania ma oznaczać zanik zdolności rozumowania i odwrotnie, dlaczego człowiek ma być albo wzruszonym debilem, albo kalkulującą kłodą?





















Powtarzalność jest silą samą w sobie i coś, co trwa, choćby było najgłupsze i najbardziej szkodliwe, przez samą tylko powtarzalność staje się prawomocne.











Uczucia zależą od informacji, czyli mogą nie mieć nic wspòlnego z prawdą, jeżeli informacja jest fałszywa.





















Głupstwo w blasku sławy najczęściej bywa nierozpoznawalne. Przeciwnie, przyjmowane jest jako mądrość, ponieważ sukces i sława je uświęca.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz